La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



1 września 2011

Świat w 3De: Demoralizacja, Dezintegracja, Dekompozycja (2)




Motto:
Polityka 3De rodzi się w niedostępnym dla byle przechodnia pomieszczeniu, w którym rozparły się dwie córy Antychrysta: dwustuletnia Wszetecznica, ta z cyrklem w ręku, i jej starsza o 1800 lat siostra, trzymająca księgę, którą się czyta od prawej do lewej.
Widać tam też Mamonę, trzecią córę Antychrysta. Najstarszą, bo poczętą w dniu wypędzenia Adama i Ewy z Raju. Patronkę Maksymalnego Zysku za Wszelką Cenę.

Dzisiaj będzie o paskudnych skutkach pewnej partenogenezy. Dzieworództwa, przy pomocy którego córy Antychrysta dały życie całemu pokoleniu pracowitych idiotek. Niech mi Czytelniczki tych "idiotek" za wcześnie nie wybaczają - o kretynach też będzie mowa.
Ale po kolei - jak chcą liczby porządkowe i milion kandydatów do orderu Orła Białego.


Gender studies, théorie du genre sexuel, teoria płci, performatywność płci...

Ten collage nie przedstawia zwielokrotnionego Sławomira Sierakowskiego, tylko (z wyjątkiem postaci centralnej) niejaką Judith Butler, z grubsza biorąc kobietę, amerykańską lesbijkę pochodzenia żydowskiego, funkcjonującą jako profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim, Berkeley.

Wśród postaci ilustrujących przysłowie "Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle", Judith Butler zajmuje miejsce wyjątkowe. W 1990 r. osoba ta opublikowała dzieło "Gender Troubles" (Problemy z płcią) i uderzyła w wielki bęben, któremu szybko nadano pozory naukowe, oraz tytuł Gender studies.

Judith Butler nie była pierwsza, ale jest z nią jak z ogniem: ogień wymyślił Pan Bóg, ale na zapałkach zarabia kto inny.
Lista pretendentów do pierwszego płomyka jest tak długa, że wspomnę tylko Simone de Beauvoir, która "utraciwszy wiarę w wieku lat 14", w 1949 r. wydała książkę "Druga płeć". François Mauriac zaadresował wówczas do redakcji założonego przez nią pisma Temps modernes sławne "à présent, je sais tout sur le vagin de votre patronne" ("teraz już wiem wszystko o pochwie waszej szefowej"). Co zabawne lecz bynajmniej nie zdumiewające, związana z Jean-Paul Sartre'm feministka zakochała się w międzyczasie w pisarzu amerykańskim Nelsonie Algren i nie dosyć, że spłodziła mu ponad 300 listów, to jeszcze w jednym z nich zadeklarowała ochotę do "gotowania mu zupy i mycia podłogi".
Tak czy inaczej, Simone de Beauvoir jest autorką zdania "On ne naît pas femme, on le devient" (kobietą nikt się nie rodzi, kobietą się zostaje) i Judith Butler o tym znakomicie wiedziała.

Genezę gender studies można sprowadzić do kłopotów ze stosunkiem do własnego narządu płciowego w sytuacji, w której białogłowy chcą lub muszą się dzielić władzą nad wszystkim, co je otacza. Zaryzykuję hipotezę, że gdyby feministki były wyposażone w coś wystającego o masie penisa, mielibyśmy ich (feministek) dużo mniej. Natychmiast jednak różne podobne tutti frutti porzucę, bo czas jasno powiedzieć, o co chodzi.
A chodzi o to, że amatorki gender studies głoszą, że wprawdzie mamy coś w rodzaju płci zainicjowanej biologicznie, ale że prawdziwa płeć tworzy się w nas w funkcji roli, jaką nam przychodzi grać w szeroko pojętych układach społecznych. Według Rubina Gayle (obiecałem Czytelniczkom obecność samców w worku z bałwanami), relacja "narząd płciowy - płeć" da się zaprezentować przez płaszcz narządu narzucony na ciało, zależne od sytuacji socjalnych
 
Jednym słowem, płeć ma znaczenie w kołysce inicjalne, a potem traci kontury i przyjmuje charakter jeśli nie rozmyty, to dynamiczny. Płeć można zmienić, nacieszyć się nią przez jakiś czas, a potem poczuć w sobie nową gorączkę i wszystko pozmieniać. Sodomia staje się równie naturalna jak oddychanie. A w dodatku, nie trzeba będzie długo czekać na to, żeby "relatywizujący, lekki, łatwy i przyjemny" stosunek do aktywności seksualnej dał nowe podstawy psychologiczne i prawne pod rozwój pedofilii, która do reszty pozwoli wytarzać człowieka w zgubnym dla cywilizacji chrześcijańskiej błocie.

Nie trzeba nadzwyczajnej przenikliwości, żeby dojrzeć zarówno skutki społeczne tej pseudo-nauki, jak jej znaczenie w walce z Kościołem Katolickim. Ile celów zostanie osiągniętych naraz, w razie sukcesu tej ideologicznej operacji? - Całe 3De w komplecie: Demoralizacja, Dezintegracja, Dekompozycja. Dopóki jednak głos Kościoła jest silny, proces posuwa się wolno, ciągnąc za sobą śluz; stąd potrzeba bicia w Kościół od środka i od zewnątrz. Bicie od zewnątrz Instytucję umacnia, a więc wymaga wielkiej ostrożności - udziału fałszywych proroków i obłudnych przyjaciół. Psucie młodzieży pozostaje jedyną skuteczną formą ataku na Kościół od zewnątrz i widać, jak wielką wagę przywiązują do niego wszystkie postępowe rządy. Wywołanie gnicia Kościoła od wewnątrz - to sprawa pachnąca siarką inaczej. Od chwili rozpoczęcia aggiornamento wiele się wydarzyło, ale dzisiaj zajmujemy się czym innym.

Konkludując - jeśli Nowy (bardzo stary) Porządek Światowy zatriumfuje, to ludzkość - z wyjątkiem mieszkańców kafkowskiego Zamku - będzie mogła bez zakłóceń tarzać się na dnie Wielkiego Wiadra. Oczywiście po godzinach pracy na rzecz właścicieli.

Jak we Francji zaczął się ruch oporu

Oto obecnie, pod rządami "prawicowego" Nicolasa Sarkozy, licealiści zostali obdarzeni podręcznikiem, zajmującym się właśnie gender studies (franc. Théorie du genre). W wydanym przez Hachette podręczniku możemy przeczytać: "Płeć biologiczna nadaje nam wstępnie postać mężczyzny lub kobiety. Co jednak nie znaczy, że my sami musimy się w ten sposób określać. Dla naszego stosunku do innych ludzi decydującą będzie tożsamość seksualna, która będzie się tworzyć w ciągu całego naszego życia, w stałej interakcji między biologią a kontekstem społeczno-kulturalnym."
Pismo okólne Ministerstwa Edukacji Narodowej już 30 września 2010 żądało, żeby programy nauczania przyrody (SVT - Sciences et vie de la terre) zawierały dział pt. "devenir homme ou femme" (stać się mężczyzną lub kobietą).

W odpowiedzi szlag trafił 80 deputowanych z rządzącej UMP. Wystosowali oni do ministra Edukacji Narodowej, Luca Chatela, list otwarty, w którym ostrzegają: "Zgodnie z tą teorią, ludzie nie będą już mężczyznami i kobietami, tylko osobnikami praktykujący pewną formę płciowości. Będą więc homoseksualistami, heteroseksualistami, biseksualistami czy transseksualistami. Tymczasem teorię, która głosi, że tożsamość płciowa jest konstrukcją kulturalną, możemy uważać wyłącznie za teorię filozoficzną i socjologiczną, bez podstaw naukowych".

Cała lewica i liczna załoga statku "Sodome et Gomorrhe" odpowiedziały straszliwym poruszeniem, zgorszonym wyciem i stawianiem medialnych barykad. Oczy postępowców zawisły na ustach ministra, który nie pozwolił długo czekać na akt swojej osobistej odwagi. Zgodnie z funkcjonującym w wielopartyjnym świecie politycznym wskazaniem, że jest pilną rzeczą nic nie robić, oświadczył, że "minister nie sprawuje władzy nad życiem i śmiercią podręczników".

Westchnę za Brzechwą, że "stąd nauka jest dla żuka..."



No właśnie, jaka jest nauka dla żuka?

Żuki żukom nierówne. Istnieje na przykład żuk gnojnik, zwany również żukiem miejskim. Ubarwienie ma białe. Jest często "młody, wykształcony i z wielkiego miasta". Jest produktem systemu edukacji, ale również pewnej gazety, pewnego tygodnika, telewizji...
A że żuki należą do koprofagów, dobrze będzie naszemu chrząszczowi w społeczeństwie zdemoralizowanym, zdezintegrowanym, zdekomponowanym, pachnącym od zaawansowanego rozkładu.
Zarządzanie społeczeństwem w tym stanie sprowadza się do kierowania dystrybucją chleba i igrzysk.

A jeśli się jakiemuś obywatelowi nie spodobają ci dwaj panowie przy sąsiednim stoliku, całujący się "z wąsami w wąsach", to będzie mógł zapłacić i sobie pójść. Niech jednak nie zapomni, że cotygodniowy transfer danych z mózgu, zawierający zapis jego czynów, myśli i emocji, może się dla niego okazać fatalny.

Chyba... że krzyknie "nie zgadzam się!" już dzisiaj.
I połączy się w tym krzyku z innymi, wciąż jeszcze licznymi.

Rozpuszczalnik





Post scriptum
Nie ma powodu, aby polscy naukowcy w dziedzinie gender studies, chowali się pod korcem i nie byli dumni ze swojego udziału w dziele budowania nowego lepszego świata. Zwłaszcza, że - jak myślę - są w większości opłacani przez podatnika, przywiązanego do katolicyzmu i do swojej płci, niezmiennej od kołyski.

W Wikipedii znajduję:
Ośrodkami badawczymi w Polsce, zajmującymi się teorią i tożsamością płciowości w znaczeniu gender studies są:
  • Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (Paweł Leszkowicz, Błażej Warkocki, Agnieszka Gajewska, Ewa Kraskowska, Agata Jakubowska, Monika Bobako, Pracownia Pytań Granicznych UAM
  • Uniwersytet Jagielloński w Krakowie (Małgorzata Radkiewicz, Patrycja Pogodzińska, Urszula Chowaniec, Anna Gruszczyńska, Anna Nacher, Beata Kowalska)
  • Uniwersytet Łódzki (Izabela Desperak, Elżbieta Oleksy, Ewa Malinowska)
  • Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu (Mirosława Buchholz, Radosław Sojak, Katarzyna Więckowska)
  • Uniwersytet Szczeciński (Inga Iwasiów, Ewa Majewska)
  • Uniwersytet Śląski (Krystyna Kłosińska, Eugenia Mandal)
  • Uniwersytet Warszawski (Małgorzata Fuszara, Bożena Chołuj, Agnieszka Graff, Magdalena Środa, Joanna Mizielińska, Jacek Kochanowski, Eleonora Zielińska)
  • Uniwersytet Wrocławski (Dorota Majka-Rostek, Monika Baer)
  • Instytut Badań Literackich PAN (Maria Janion, Grażyna Borkowska)
(Dziwne, nie znajduję znanej z telewizji Kazimiery Szczuki. )

Pozwalę sobie jeszcze tylko zamieścić zbiorczą fotografię wyżej zestawionych (wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu).


Jeżeli Czytelnik ma w tym momencie wrażenie, że zagadnienie gender studies traktuję z lekceważeniem, to z całą elegancją zaprzeczę - ja je traktuję z pogardą. 
Lekceważenie rezerwuję dla jego kapłanek.
I kapłonów.