La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



8 września 2015

Świat w 3De: Demoralizacja, Dezintegracja, Dekompozycja (5)


Wielka manipulacja, czyli polityka i teologia prądów morskich i migracyjnych

Niezwykłej wytrzymałości trzeba, żeby nie utonąć w falach cynizmu i świątobliwej śliny, które pokrywają dzisiaj Morze Śródziemne, nasze rzymskie Mare Nostrum. Morze o wybrzeżach niegdyś skąpanych w światłach chrześcijaństwa, zanim nie pojawili się najeźdźcy z Półwyspu Arabskiego. Ich ambicje sięgały całej Europy, ale chrześcijaństwo nie przypominało jeszcze spleśniałego sera i muzułmanie musieli  swoje projekty odłożyć na później.

Powtórna inwazja naszego kontynentu przez mieszkańców Afryki i Bliskiego Wschodu została wznowiona, kiedy "Rząd Światowy", wspomagany przez europejskie siły postępu, zainicjował akcję Wielkiej Podmiany Społeczeństw (Le grand remplacement, patrz "Jak skutecznie unicestwić naród", blog Rozpuszczalnika z 5.05.2015). 
Zaczęło się od masowego importu taniej siły roboczej. Najpierw swoją mieszankę nieograniczonego cynizmu i kurzej ślepoty ukazał rosnący we wpływy europejski liberalizm, a później do wielkiego kapitału podczepił swój wagon socjalizm. Przedsiębiorstwa potrzebowały niewolników w celu obniżenia kosztów produkcji i wybicia zębów związkom zawodowym, a socjalizm szukał niezawodnych wyborców po zdradzie krajowego proletariatu, któremu jęły się marzyć dobra doczesne. Nadano w tym celu państwu charakter opiekuńczy, mediom powierzono masowe odmóżdżanie i deformację sumień, a towaru poszukano na terenach, gdzie model produkcyjno-konsumpcyjny albo nie zdążył się jeszcze przyjąć, albo - z powodów religijnych (islam) – przyjąć się nie mógł. Czarni i ogorzali przybysze levicy nie zawiedli - byli, są i będą, jak pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych, wdzięcznymi odbiorcami państwowej kroplówki, finansowanej przez ogłupioną resztę społeczeństwa.

Do prawdziwej kolonizacji kontynentu europejskiego doszło jednak w ostatnich latach, kiedy politycznym szubrawcom udało się na najbliższe dziesiątki lat zdestabilizować Afganistan i Irak, oraz zamienić demokratyczną Syrię i stabilną politycznie północną Afrykę w krwawy śmietnik polityczny, gospodarczy i społeczny (zwycięzców się nie sądzi, więc odpowiedzialni za ten stan rzeczy zbrodniarze wojenni nigdy nie staną przed światowym sądem w rodzaju Trybunału w Norymberdze).

W rezultacie, na wszystkim, zdolnym utrzymać się na wodzie, pod dowództwem kryminalistów, płyną do Europy hordy ludzi prześladowanych przez wojujący islam (mniejszość), ale przede wszystkim przez względne ubóstwo i brak perspektyw (absolutna większość). Jeżeli jednak ubóstwo i brak perspektyw miałyby być wystarczającym powodem do emigracji, to niech Europa przygotuje się na dziesiątki, jeśli nie setki milionów chętnych.




W sytuacji, kiedy gros "migrantów" stanowią byczki w wieku do 25 lat, media pokazują prawie wyłącznie obrazki rodzin, głównie kobiet i dzieci (jeśli wciąż za najstarszy zawód świata uważa się prostytucję, to chyba tylko dlatego, że w epoce kamiennej jeszcze nie było telewizji).
  
Od strony "uciekinierów" wszystko wydaje się proste – albo jadą do Europy, aby zakładać w niej struktury dżihadu i tworzyć przyszłą islamską V kolumnę, albo korzystają z okazji, żeby zapewnić sobie i rodzinie akceptowalny poziom materialny, albo wreszcie uciekają z autentycznego lęku o życie. We wszystkich przypadkach, pod kędzierzawymi włosami kultywują świadomość, że wszystko im się należy - za polityczną ruinę Bliskiego Wschodu i za to, że "rozwój krajów afrykańskich został na zawsze zahamowany przez białych kolonizatorów", którzy na ich eksploatacji zbudowali własną potęgę. Czyż tego nie uczą europejskie uniwersytety, na których rozsiadła się levica i światowe media, sprawujące rząd dusz?!
Na marginesie - kto wie, że rodzina małego Aylana (dziecka znalezionego na tureckiej plaży), żyła w Turcji od 3 lat i wybrała się w skrajnie ryzykowną podróż do Grecji w momencie, kiedy ojciec dostał od siostry w Kanadzie pieniądze w celu naprawy uzębienia w Europie?
Pomyśleć - jak użyły tego nieszczęśliwego, ale drobnego w końcu faktu, światowe siły postępu, dyrygujące mediami?!


 
* * *

To, że z jednej strony istnieje plan Wielkiej Podmiany Społeczeństw, a z drugiej masa matołków ze stałą freudowską potrzebą zabicia ojca, zdolna za największe zło wszechczasów uważać białego człowieka z krzyżem na szyi – nie powinno nikogo dziwić; ale że w tym chórze, kompletnie niedpowiedzialnie, zaczyna popiskiwać nasz posoborowy Kościół Katolicki – budzi zgrozę.

Jeśli nie podam listy świątobliwych postaci, które zabierają głos w sprawach, które na płaszczyźnie materialnej ich nie dotyczą, to zrobię to z czystej litości i niechęci do obijania Instytucji, która sama o to dba aż nazbyt dobrze

Kiedyś sprawy były prostsze – Kościołem Powszechnym zarządzał papież w rodzaju Piusa XII, a Kościołem Polskim kard. Stefan Wyszyński. Dzisiaj papież Franciszek, w sprawie tak ważnej, jak infiltracja świata i Kościoła przez sodomitów, pozwala sobie na pytanie "kim ja jestem, żeby sądzić?", a Kościołem Polskim nie kieruje nikt.  Bo też jeśli ilość szefów przekracza liczbę krytyczną równą jedności, to taki zespół nie stanowi głowy Kościoła, tylko jakieś Biuro Polityczne, zdolne na przykład odciąć się od wszelkiego podejrzenia o sympatię do Radia Maryja, ilekroć brwi zmarszczy Gazeta Wyborcza lub Tygodnik Powszechny.

Kiedy abp Gądecki powiada, że "każda parafia powinna przygotować miejsce dla prześladowanych", to powinien natychmiast dodać, że każda parafia powinna dzień wcześniej zatrudnić tłumacza z odpowiedniego języka. Dziecko prześladowanych ma prawo do bólu brzuszka, a jego prześladowani rodzice, do wypełnienia różnych papierów, dokonywania zakupów, etc. etc.
Dalej – jeśli abp Gądecki myśli, że statystyczni "prześladowani" dłużej zabawią w parafii – to niech myśli dalej. Oni tu przyjechali, wciąż w sensie statystycznym, dla osiągnięcia niemieckiego czy angielskiego poziomu życia. A tymczasem w parafii X nawet dżihadu nie zrobią, bo co to za pożytek wytłuc kałasznikowem radę parafialną, albo rozerwać się na kawałki w gabinecie wójta. 
 
Owszem, święte bla-bla nic nie kosztuje, chyba że... chyba że... biskupi dadzą dobry przykład i zaludnią swoje pałace muzułmanami. Mam na myśli zwłaszcza ten pałac biskupi, o którym ks. Zaleski pisał, że siedzą w nim sami sodomici, od biskupa do szofera.

Na moim nieulubionym onecie.pl znalazłem kwękania Tomasza Borejzy, wykładającego katolikom katolicyzm. Borejza, za papieżem Franciszkiem, cytuje św. Mateusza: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili". Kto jest jednak w omawianym kontekscie "najmniejszy", św. Mateusz nie wspomina, a papież Franciszek nie podaje. Uprzedzam, że jeśli w moim domu pojawi się jakiś nienawidzący mnie, bezdomny brodacz i zechce zrealizować swoje prawa do moich dzieci, mieszkania i mebli, to, mimo że będzie "najmniejszy" z nas dwóch, zostanie kopniakami spuszczony ze schodów.

Institut Civitas przypomina parę prawd niepopularnych, starannie unikanych przez media i pięknoduchów.
(1) Każdy naród ma prawo własności swojego terytorium.
23 lipca 1957 Pius XII wypowiedział się na temat "anormalnej sytucji" imigrantów, którzy są "w stanie potrzeby". Ponieważ rodzajów "potrzeb" jest bardzo dużo, to tylko "potrzeba skrajna" (np. nieuchronna śmierć) może być przyczyną naruszenia prawa do własności, czyli w omawianym przypadku, sięgnięcia po terytorium rozumiane jako własność innego narodu.
W kwestii imigracji władze danego państwa powinny prowadzić politykę humanitarną, uczciwą i wspaniałomyślną, ale również roztropną (roztropność jest w chrześcijaństwie cnotą). Otoż, nie jest rzeczą ani rozsądną, ani mądrą, ani uczciwą pozwolić obcym ludom zalać swoje terytorium, z poważną szkodą dla kraju skąd emigracja pochodzi i dla kraju, który jest jej celem.
(2) Same w sobie, migracje nie są pożądane.
Kościół nie uważa, żeby na migracjach opierało się normalne funkcjonowanie świata. W 1981 r. Leon XIII, w swojej sławnej encyklice Rerum novarum, pisał: "Wstrzymanie ruchów migracyjnych będzie korzystne. Nikt nie zamieni swojej ojczyzny i ziemi rodzinnj na obce terytorium, jeśli tylko znajdzie środki do godnego życia na miejscu."
(3) Nie istnieje jakieś absolutne prawo do imigracji
Godna potępienia jest emigracja (trwała) lekarzy, informatyków, inżynierów i innych elit, jeśli głównym motywem jest chęć korzystania ze zdobyczy socjalnych i poziomu życia w nowym kraju. Oznaczałoby to, że jedyną ojczyzną migranta jest jego komfort osobisty.
W 1952 r. Pius XII potwierdził, że "imigracja może zostać ograniczona w powodów natury ogólnej".
Czy te powody nie istnieją dzisiaj w Europie? Czy masowa imigracja nie zagraża poczuciu tożsamości wielu narodów? Czy współgra z dobrem kraju? Czy kraje pochodzenia nie zostaną przez nią zubożone? Z odpowiedzi na te pytania może wynikać konieczność wstrzymania emigracji.
(4) Co mówi Pismo i Kościół: miłosierdzie ma charakter hierarchiczny
Zwolennicy masowej imigracji wymachują przypowieścią o dobrym Samarytaninie. Otóż nie należy wyrywać jednej przypowieści z kontekstu. Pismo Święte i teologia katolicka są pełne obserwacji, przed których cytowaniem imigracjoniści się wstrzymują.
Niektóre z przywracających równowagę cytatów:
"Jeśli ktoś nie zajmuje się swoimi, a w szczególności swoją rodziną, przeczy własnej wierze i jest gorszy od poganina" (św. Paweł w liście do Tymoteusza, 5, 8)
"Ponieważ nie można być użytecznym dla wszystkich jednocześnie, powinieneś przede wszystkim opiekować się tymi, którzy, w funkcji czasu, miejsca i innych czynników, pozostają z tobą w ścisłym związku." (św. Augustyn, Doktryna chrześcijańska, L. l. ch. 28)
"Trzeba, aby uczucia człowieka były uporządkowane przez miłosierdzie i aby przede wszystkim kochał on Boga, następnie siebie samego i w końcu bliźniego, a wśród bliźnich szczególnie tych, którzy są najbliżsi." (św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna)
"O ile nakaz miłosierdzia rozciąga się na wszystkich ludzi, nawet na naszych wrogów, to nakaz ten żąda, abyśmy miłowali w sposób szczególny osoby, z którymi jednoczą nas więzi wspólnej ojczyzny." (Benedykt XI, Lista apostolski Diuturni, z 15 lipca 1919).
Powyższe cytaty zamieściłem ku pokrzepieniu serc przerażonych sytuacją i ku nauce serc porażonych poprawnością polityczną i lękiem przed hierarchią, na czele której od wieków stoi przecież ten, który na drodze do Emaus skarcił zalęknionych rozmówców "O, wy głupi i leniwego serca!".

W rzeczywistości problem jest polityczny.
Czekam na wielki głos Kościoła, na wielkie wezwanie skierowane do zbójów toczących wygodne im wojny, wypędzających ostatnich chrześcijan z Orientu, eksploatujących gospodarczo afrykańską ziemię i zmieniających lokalne rządy w funkcji doraźnych interesów przy pomocy "demokracji", systemu tak bliskiego Afrykanom, jak nam AIDS.
Ale to już jakby inna historia.